środa, 14 maja 2014

Pierwszy dzień szkoły

- CYAN!!! Złaź wreszcie! Spóźnisz się, a Street Art na nas czeka!
Mała klaczka została wyrwana z zamyślenia. Musiała zejść na dół by pójść do szkoły na co w ogóle nie miała ochoty. Nawet możliwość poznania nowej koleżanki, klaczy, którą jak się okazało adoptowali rodzice Street Art, Rain Chaser i Lucky Mask. Niestety mus to mus. Ostrożnie zeszła po stopniach i stanęła przed drzwiami. Na karku poczuła niemalże brutalne popchnięcie przez brata. Droga nie była długa, a dla klaczy mogła trwać wieki. Po dojściu przed bramę szkoły usłyszała, ze brat odchodzi do Street Art. A podobno się przyjaźniły. Ruszyła powoli, ale już po chwili wpadła na innego kucyka.
- Au! - krzyknęła klacz, na którą wpadła Cyan. - Możesz trochę uważać jak chodzisz, co?
Cyjankowa klacz cofnęła się lekko i wyciągnęła skrzydło by pomóc drugiej uczestniczce wypadku.
- No wiesz?! - obruszyła się. - Nie potrzebuję twojej litości!
- Ale... - chciała się usprawiedliwić Cyan, ale po chwili zrezygnowała. - Jestem Cyan Flight.
- A ja Blossom i serio, jak chcesz nie mieć problemów to patrz się by nie mieć takich wypadków.
Dopiero teraz spojrzała się w oczy młodej pegazki i przeżyła ciężki szok. Jej oczy pokryte były bielmem, ale "spoglądały" przyjaźnie.
- Och. Bo ty jesteś... Um... - zmieszała się Blossom
- Ślepa? - pomogła jej koleżanka.
- No... Tak. - Blossom zmieszała się jeszcze bardziej, ale po chwili zrozumiała jak może odpokutować. - Może usiądziemy razem? Wyglądamy na jeden wiek. Zaprowadzę ci do klasy.
Po drodze Blossom przeprosiła nowo poznaną za swoje zachowanie i wyjaśniła na czym rzecz polega. Gdy była mała nieszczęśliwie złamała nogę i teraz cały czas ma ją usztywniona przez co nie może normalnie funkcjonować. A że nie cierpi litości...Po chwili poczuły silne uderzenie i po raz drugi tego dnia wylądowały na ziemi. Podniosły się szybko i usłyszały gorączkowe przeprosiny:
- Ja nie chciałam, naprawdę!
Klacz pośpiesznie zbierała podręczniki, które rozsypały się w wyniku zderzenia. Cyan swoim zwyczajem wyciągnęła pomocnie kopyto, które tamta przyjęła z wdzięcznością.
- Jak masz na imię? - spytała się Blossom.
- Konwalia - zapiszczała. - To nie jesteście złe?
- Nie - zdziwiła się Cyan Flight po czym przedstawiła siebie i swoja znajomą. - Ja jestem Cyan, a ta tutaj kaleka to Blossom.
Po chwili oberwała przyjacielskiego kuksańca od Blossom.
- Och! - powiedziała Konwalia. - Ty też nie widzisz.
- Jak to: ty też?! - obruszyła się Blossom.
Konwalia, która do tej pory pokazywała im tylko swój prawy profil odwróciła się do niej. Jej lewe oko pokryte było bielmem.
- Oj! - zmieszała się Blossom. - Ja nie...
- Ech, przyzwyczaiłam się - pocieszyła ja Konwalia. - Możecie mówić mi Konwi. A więc jak, ty też?
- No... Tak - odpowiedziała powoli Cyan Flight.
Nad nimi rozbrzmiał dźwięk dzwonka, który ogłuszył je i podrażnił delikatny słuch cyjanowej klaczki. Prowadzona przez klacze dobiegły do klasy i usiadły obok siebie.
Lekcje minęły bez większych problemów, klasa musiała zaakceptować niepełnosprawność trzech klaczy, które połączyła przyjaźń spowodowana przez ich kalectwo.
Pod koniec dnia we trójkę wyszły ze szkoły ze szkoły.
- Chodź tu pokrako!
Klacze usłyszały obok siebie głos, który przypasowały do Street Art. Zdziwiona Blossom spojrzała się na Cyan, a ta na przyczynę całego zamieszania.
- Do mnie mówisz? - spytała się cyjankowa pegazka.
- Nie. Do tej pokraki, którą każą mi nazywać siostrę.
- Na mnie nie patrz - broniła się Blossom.
- O mnie jej chodzi - westchnęła Konwalia.
- Właśnie. - przyznała jej rację Street Art. - Zbieraj się, nie mam zamiaru czekać na ciebie cały dzień. A co do ciebie Cyan Flight na twoim miejscu zadawałabym się w lepszym towarzystwie niż one. Banda kalek i pokrak. Ty z resztą również powinnaś się zbierać, no chyba, że wolisz wracać sama bo twój brat już czeka przy bramie.
Cyan skuliła się.Blossom widząc to objęła ją skrzydłem i zwróciła się do Art:
- Wy idźcie, a ja je odprowadzę. Bez łaski, serio, lepiej zajmij się mizdrzeniem do Huntera.
Street Art obruszyła się, ale nic nie powiedziała, po prostu odeszła.
- Wow! - westchnęła z podziwem Konwalia. - Postawiłaś jej się. Jestem jej "siostrą" od nie dawna, ale nieźle daje mi w kość.
- Nie dziwię się. Przy jej charakterze - mruknęła Blossom.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że mieszkasz u cioci Rain i wujka Lucky'ego? - spytała Cyan Flight.
- A dlaczego ty nie powiedziałaś, że jesteś córką Starlight Darling i Cloud Dashera? - Konwi odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Wybuchnęły śmiechem bo zdały sobie sprawę, że one tylko "znały się" ze słyszenia. Słyszały dużo o sobie, ale nigdy nie przypuszczały, że połączą ich dwie ważne rzeczy: kalectwo oraz krucjata przeciwko Street Art, z czego właśnie zdały sobie sprawę również Sunny Hunterowi. To było przykre, ale przez lata, czy też w niektórych przypadkach tygodnie dawali im się we znaki, poniżali ich i ignorowali. Poczuły, że to musi się skończyć.
- Ej. czuję się pominięta! - zaśmiała się Blossom, a przyjaciółki po chwili do niej dołączyły.
Postanowiły, że odwiedzą Cyan, a dzięki pomocy Blossom, która z opowieści gospodyni wizyty zdążyła się zorientować co do trasy, dotarły bezpiecznie do domu i spędziły razem miłe popołudnie. Odnalazły również jeszcze jedną rzecz, która je połączyła, wszystkie nie miały Cutie Marks.